Jest środek wakacji. Końcówka lipca w nadmorskim, polskim
kurorcie. Późnym popołudniem brzegiem Bałtyku przechadzają się setki, jeśli nie
tysiące par. Jednym z nich jest Pan Stanisław w lekko pożółkłym, wyciągniętym podkoszulku,
spodenkach w kolorze khaki i sandałach. Bez skarpetek. Trzyma pod rękę swoją
małżonkę Marylę, którą czasami woła Mariolka, albo Marcia jak humor ma lepszy.
Owa Mariolka, która jest na zasłużonym urlopie (pracuje jako nauczycielka klas
1-3) włożyła na siebie naprędce wyblakłą fioletową bluzę zapinaną pod samą szyję, spodnie dresowe
3/4, sandały podobne do tych, które nosi mąż. I okulary. Kupiła ostatnio za 6,50
w dyskoncie. Nie przyglądała się czy jej pasują, bo były po promocji, więc
wzięła. Co innego włoży później. Jak pójdzie ze Staśkiem na zakupy pod wieczór.
Widziała wczoraj taką ładną bluzę, morelowa, z kryształkami przy piersi. Założy espadryle, białe spodnie i białą tuniczkę,
żeby podkreślić opaleniznę.
Kilka metrów od przechadzającego się małżeństwa siedzi na
rozłożonej koszuli 22-latka. Przegląda najnowszy numer ELLE, a w nim sesje
zdjęciowe, trochę stylizacji i tekst o normalsach i trendzie zwanym normcore. I
zmienia się zupełnie perspektywa. Nagle całe towarzystwo dookoła niej staje się
modne. Jak nigdy dotąd.
#HardkorowaNormalność