I znowu tak jak w przypadku poprzedniego wpisu, to pogoda
jest moją największą inspiracją. Za toruńskimi oknami jest szaro, wietrznie i
deszczowo. Aż się prosi o jakiś ciepły, otulający zapach, który wywoła uśmiech nie tylko mój, ale i
otoczenia. Szczerze mówiąc rano pomyślałam o Aquolina – Pink Sugar, to słodycz z
kategorii ekstremalnej, ale dość już mam słuchania, że pachnę jak krówki czy
toffi ;). Szukałam dalej, czegoś subtelniejszego, z klasą. I nagle trafiłam na
zapomnianą przeze mnie próbkę M. Micallef Mon Parfum Cristal i od razu
wiedziałam, że to jest właśnie to.
Ten zapach poznałam kilka miesięcy temu w toruńskiej Perfumerii
Quality. Padał śnieg, było okrutnie zimno, a ja czułam się jakbym trzymała w
ręku moją ulubioną, gorącą herbatę z mlekiem, cynamonem i karmelem. Tak wtedy
odbierałam ten zapach, dziś jest trochę inaczej. Mon Parfum Cristal towarzyszy
mi od rana i przez ten czas zdążył mnie zachwycić już kilkakrotnie.
Przede wszystkim dziś doceniłam bułgarską różę, która
sprawia, że nie mamy do czynienia z typowym zapachem gourmand, a tak właśnie
myślałam o nim zimą. Ta róża odświeża całą kompozycję, dodaje subtelności i
elegancji, co jest bardzo zaskakującym efektem, biorąc pod uwagę pozostałe
składniki. Połączenie wanilii, toffi, ambry, cynamonu, które może wydawać się
wręcz agresywnie słodkie, tutaj jest rozegrane idealnie, gdyż tworzy bardzo
intymną, ciepłą, miękką słodycz.