niedziela, 30 marca 2014

wspólne śniadanie Audrey i Huberta cz. II.

Macie tak czasami, że impreza dobiega końca, słońce już dawno wstało, a wy wciąż jesteście w tak dobrych humorach, że nie macie specjalnie ochoty wracać do domu?
Wyobraźcie sobie chudą dziewczynę o wielkich oczach i niebanalnej urodzie. Po skończonej imprezie wsiada do żółtej taksówki, która wiezie ją do sklepu z biżuterią. I to nie byle jakiego sklepu – do Tiffany’ego. Wyciąga croissanta, kubek z kawą, ogląda kosztowności za szybą, podziwia diamenty i czuje się jak w domu. 

 

„Śniadanie u Tiffany’ego” to historia ślicznej Holly, utrzymującej się za pieniądze bogatych adoratorów. Rola początkowo napisana dla Marylin Monroe, która została przez nią odrzucona, gdyż jak twierdziła  „nie może sobie pozwolić na granie damy na wieczór”. W filmie zagrała Audrey Hepburn, która niedługo wcześniej nie przyjęła roli Hitchcocka. Oczywiście głównym wątkiem „Śniadania…” jest wątek miłosny, ale nie zagłębiajmy się w historie o księciu z bajki, tylko spójrzmy na stroje. Bo jest na co popatrzeć! Kostiumy do filmu zaprojektował przyjaciel aktorki – Hubert de Givenchy. Tak naprawdę jednym z argumentów, który decydował o przyjęciu tej roli przez Audrey była właśnie możliwość  współpracy przyjaciół przy filmie. 


We wspomnianej wcześniej scenie tytułowego śniadania przed wystawą Tiffany’ego, Holly ubrana jest w długą do ziemi wieczorową, czarną, satynową suknię bez rękawów, z charakterystycznym wycięciem dekoltu na plecach, które podkreśla jej chude łopatki i które stały się jedną z cech charakterystycznych jej stylu. Ma na sobie również satynowe rękawiczki do łokci, wielkie ciemne okulary przypominająca Wayfarery Ray-Bana, kolię ze sznurów pereł od Tiffany’ego i diamentową klamrę we włosach. Suknia wpisała się na stałe w historię ubioru, stała się jedną z ikon ubioru XX wieku i prawdopodobnie jedną z najbardziej znanych małych czarnych wszech czasów. W 2006 roku została sprzedana za  923 tys. dolarów. 

Pamela Clarke Koegh, autorka „Audrey Style” nazywa jej styl „hangover chick”.  Wydaje mi się jednak, że tylko Audrey po całej nocy imprezowania potrafiła wyglądać wciąż szykownie i elegancko.  W Polsce „hangover chick” to zwrot, którego po prostu nie trzeba tłumaczyć, gdyż i tak prawdopodobnie nie znalazł by zastosowania w praktyce.

czwartek, 20 marca 2014

erotyka perfum.

Jedną z pierwszych książek poświęconych perfumom jaką przeczytałam była 'Erotyka perfum - czyli tajemnice pięknych zapachów'. Jest to bardzo ciekawa pozycja dla osób, które dopiero zaczynają swoją przygodę ze światem perfum. Zaczyna się odpowiedzią na podstawowe pytanie 'Jak funkcjonuje zmysł węchu?' i to właśnie w tym rozdziale dowiedziałam się, że delfiny są anosmatami czyli są praktycznie całkowicie pozbawione węchu! Ot, taka smutna ciekawostka.


Następnie autorka, Andrea Hurton, przedstawia krótko historię perfum już od starożytności. Wyjaśnia etymologię słowa perfumy - łac. per fumum - poprzez dym, opisuje różne zwyczaje, tendencje wśród kreatorów zapachów i ich użytkowników na przestrzeni różnych epok. A przy okazji przytacza wiele anegdot i naprawdę ciekawych pomysłów, jak np. fakt, że "Grecy mniemali, że pachnidła są skutecznym środkiem na kaca. Zaklinali się, że dzięki nim można zapobiec fatalnym skutkom nadmiernego spożycia wina. Ksenofont powiada, że w czasie wystawnych przyjęć ponad głowami zaproszonych gości fruwały uperfumowane gołębie". 

Dzięki tej książce poznałam również perfumeryjną historię osób, które do tej pory kojarzyłam tylko i wyłącznie z modą i sztuką, np. Elsę Schiaparelli [Nana nawet kiedyś wspominała ją w swoim poście]. Dowiedziałam się dlaczego najnowsze perfumy Cartiera nazywają się La Panthere i na jakie sześć grup podzielił zapachy Arystoteles.

[wybaczcie jakość zdjęcia, ale musiałam Wam pokazać ten fragment - różowy niedźwiedź z szufladkami w brzuchu - genialne!]

Hurton porusza prawie wszystkie zagadnienia jakie mogą się z perfumami wiązać - historia, kreatorzy, flakony, reklamy, marketing, próby opisania zapachów, odpowiedni wybór perfum. Jest tego naprawdę wiele i to chyba jeden z największych minusów tej książki, ponieważ na 191 stronach nie ma możliwości wnikliwie zbadać tylu wątków. Jest to bardzo chaotyczna lektura, niektóre informacje się powtarzają w różnych rozdziałach, czasami brakuje spójności między kolejnymi częściami - dużo się dzieje. Jednak dla osoby, która nie planuje wchodzić w szczegóły, jedynie chce przybliżyć sobie kilka zagadnień z zakresu świata zapachów, to naprawdę warta uwagi książka.
[słynne Shocking Elsy Schiaparelli]

sobota, 15 marca 2014

bajkowe fashion weeki.

Modowe inspiracje projektanci czerpią z przeróżnych źródeł.  Sztuka, fotografia, natura, sławne postaci. W polskiej modzie muzami bywają nawet żony dyktatorów. Pozwólcie, że przedstawię wam kilka kolekcji na sezon jesień/zima 2014 inspirowanych… bajkami.  



Na pierwszy ogień idzie kolekcja Moschino (czytamy moskino, nie moszino), gdzie dyrektorem kreatywnym od października jest Jeremy Scott. Projektant znany jest ze swojego niesamowitego szaleństwa i poczucia humoru. W kolekcji poza nawiązaniami do klasycznego żakietu Chanel, motywami krowich łat czy opakowań po czekoladzie i żelkach znajdziemy bezpośrednie wykorzystanie postaci kreskówki -  Sponge Boba. Puchowe kurtki, szaliki, swetry, leginsy, płaszcze przeciwdeszczowe, buty i cała gama torebek. Wszystko to w żółtym kolorze w czarne plamy. Zagłębiając się w detal, można zauważyć, że czarne elementy w całości pokryte są nazwą marki. Gdyby sam mało dyskretny kolor ubioru nie wystarczał do przykucia uwagi, na większości projektów zobaczyć można twarz kreskówkowej gąbki, uśmiechniętej od ucha do ucha. Na całe szczęście!  Bo jak jeszcze krowie plamy na płaszczu jestem w stanie zaakceptować, tak nie chciałabym chodzić w ubraniach, w których wyglądałabym jak szwajcarski ser z dziurami. A z taką twarzą roześmianej gąbki mogłabym zawojować cały świat. Jeśli nie cały świat, to na pewno pobliskie przedszkola.


 



Pierwszym skojarzeniem i na pewno nie tylko moim, jeśli chodzi o słowo bajka jest Disney.  W kolekcji Valentino na tę jesień w bardzo oczywisty sposób wykorzystano inspirację postacią Królewny Śnieżki. Ale nie spodziewajcie się sukienek do ziemi. To nie aż tak oczywiste zapożyczenie.  Valentino Red już po raz kolejny nawiązuje do znanych bajek. Wcześniejsze projekty  były bardzo melancholijne, spokojne i eteryczne. Tym razem mamy do czynienia z kolekcją, gdzie na próżno szukać zwiewnych sukienek w pastelowych kolorach. Intensywny  żółty, niebieski, czerwony to główne kolory kolekcji. Czerwone usta, opaski w tym samym kolorze, torebki w kształcie jabłek. Napisy takie jak "once upon a the time” czy „the fairest of them all” pokazują, że wciąż jesteśmy w krainie bajki. Mimo, że ubrania do tych rodem z bajki Disneya nie należą. Oprawa sesji utrzymana jest w stylistyce pop-art, gdzie grube linie świetnie współgrają z wcale nie takimi ckliwymi i romantycznymi ubraniami. 




„Zaczarowana Sycylia” to kolekcja duetu Dolce i Gabanny, którzy zaprezentowali swoją ostatnią kolekcję na fashion weeku w Mediolanie. Leśna sceneria, półmrok, na końcu wybiegu drzewo, w tle muzyka Czajkowskiego -  „Taniec cukrowej wieszczki nuty”. Przenosimy się do magicznego lasu pełnego wróżek. Kolekcja włoskich projektantów to średniowieczna bajka pełna magii i czarów. Główne motywy to sowy, lisy, wiewiórki, łabędzie. Jest oczywiście mnóstwo kwiatów. Jak na włoskich projektantów przystało jest masa zdobień, dżetów, koronek. Urocze aplikacje zwierząt dodają ubraniom uroku, których nie powinniśmy mylić z infantylnością czy naiwnością. Pomimo inspiracji bajkami, magią i księżniczkami kolekcja ma swoje przełożenie na świat rzeczywisty. W strojach odnalazłaby się każda, nawet najbardziej cyniczna i nieczuła kobieta.

 




Bajki to jednak nie tylko księżniczki, wróżki i dobro. Można to zauważyć na podstawie kolekcji na sezon jesień 2014 u Alexandra McQueena. Jest przerażająco, mrocznie i groźnie. Jak włoski duet zabrał nas do magicznego, sycylijskiego lasu, tak Sarah Burton wzięła nas do lasu po zmroku, gdzie budzą się wszystkie demony, gdzie można spotkać się w oko w oko z dzikimi zwierzętami, a władzę nad wszystkim przejęły złewiedźmy. „Piękna i Bestia” to jedna z inspiracji projektantki. Trzeba przyznać, że niesamowicie wykorzystała i przeniosła tą ideę na kolekcję. "Piękna" część kolekcji to głównie biel, delikatne materiały takie jak wyszywana organza, czy ręcznie cięte białe pióra. Dzikość to ciężkie, biało-czarne futra i ciemne welury. Kolekcja mimo, że nosi miano „ready-to-wear” z taką dbałością o szczegóły i precyzyjnością wykonania mogłaby nawet zyskać tytuł „haute couture”. Kolekcja bestialsko piękna.


Jak widać inspiracja - "bajka", nawet tak prosta z pozoru może mieć odniesienie w różnych kolekcjach. Może być przeniesiona bardzo dosłownie jak w przypadku Moshino, ale może wejść również na wyższy etap i kierować projektantem tylko  za sprawą charakterystycznych emocji jakie wywołują skojarzenia ze słowem  „baśń”, „magia” czy „dzikość”.  Ale bez względu na historie, inspiracje i twórców te kolekcje mają jeden wspólny mianownik. Piękno.



zdjęcia: style.com