poniedziałek, 15 grudnia 2014

zapachowa filozofia i savoir vivre.

Zawsze gdy odpowiadam ludziom na pytanie „dlaczego to właśnie perfumy tak Cię interesują?” [a uwierzcie, robię to naprawdę często], oprócz moich zachwytów nad przeróżnymi kompozycjami, przedstawiam im również swoją „zapachową filozofię”. Tak, jestem do tego stopnia zafascynowana światem zapachów, że wiąże się on dla mnie z całą ideologią, i stwierdziłam, że w końcu nadszedł czas by przedstawić ją także na tutaj.

Od czasu gdy osobowość i charakter przestały być najistotniejszymi elementami oceny człowieka, jesteśmy zasypywani wszelkimi poradnikami, instrukcjami, szkoleniami o tym jak odpowiednio kreować swój wizerunek by zostać dostrzeżonym, pokochanym, docenionym, zatrudnionym itd.. Istnieje mnóstwo speców od PR-u, coachów czy też samozwańczych ekspertów, którzy za odpowiednio wysoką opłatą przygotują nas do stawienia czoła brutalnej rzeczywistości, byśmy mogli ruszyć przed siebie niczym bohaterowie amerykańskich filmów! Nie krytykuję i nie oceniam osób zajmujących się takimi rzeczami, nie, nie. Ba, ja właśnie te wszelkie coachingowe sprawy łączę z zapachami!


Węch jest to jeden z najbardziej pierwotnych zmysłów, który często nieświadomie wpływa na nasze decyzje i oceny, i ten o którym myślimy najrzadziej. O tym jak malować się, ubierać, dbać o siebie czy też przemawiać, wiemy wszystko [a jeśli nie, zawsze możemy liczyć np. na poradnikową pomoc blogerek!], a czy wiemy jak pachnieć i jak dobierać perfumy? Trzeba zacząć od tego, że perfumy to część, ważna część, naszego wizerunku. Mało kto zastanawia się nad tym czy używany przez niego zapach pasuje do jego osobowości, profesji. Wiele osób sięga po najbardziej popularne czy polecane zapachy, bez zastanowienia. Jest to naprawdę strategiczny błąd. Perfumy potrafią nam dodać subtelności, profesjonalizmu, pewności siebie, wszystkiego czego tylko potrzebujemy [okej, z inteligencją może być problem, ale już nad urodą można popracować!]. Jednak, żeby tak się stało, muszą zostać one po prostu dobrze dobrane. Zawsze powtarzam, że przed wyborem perfum powinniśmy zastanowić się co tak naprawdę nas określa - zawód, dzieci, konkretna cecha charakteru, plany na przyszłość czy też może coś jeszcze innego - i przemyśleć jak to powinno połączyć się z zapachem [czego wymaga od nas praca, rodzina]. Kiedy już to ustalimy, kolejnym krokiem jest zdefiniowanie naszych oczekiwań wobec perfum, tego cóż chcielibyśmy zaakcentować, jak mają na nas działać. 

niedziela, 7 grudnia 2014

"(nie) mam się w co ubrać" - recenzja dwóch stron książki Karoliny Glinieckiej.

Nie jestem oddaną fanką Charlize Mystery. Nie szaleję na punkcie jej stylizacji, a wiadomość o wydaniu przez nią książki nie spędzała mi jakoś specjalnie snu z powiek. Nie zamierzałam kupować jej publikacji, ale przyznaję, byłam ciekawa jak wygląda te 350 stron napisanych przez blogerkę-szafiarkę. Kilka dni temu na blogu Olfaktorii pojawiła się recenzja owej książki. Przyjrzałam się bliżej zdjęciom poszczególnych stron, żeby móc coś wyczytać, bo z założenia po to są książki pisane, by je czytać (tak sądzę). Trafiłam na fragment o „tkaninach na swetry” i wtedy krew się we mnie zagotowała. Dlaczego?
Bo nie cierpię kiedy ludzie udają speców od czegoś na czym zupełnie się nie znają. A nie daj Boże piszą na ten temat książki. I wypisują w nich głupoty jakich mało. Błąd może trafić się każdemu, ale 7 błędów merytorycznych na dwóch stronach to o 7 za dużo. 
Zacznę od rzeczy, które mnie również zawsze nudziły na zajęciach, ale są ważne w odbiorze tej analizy. Pozwólcie, że tym schematem w naprawdę dużym skrócie pokażę wam cykl od włókna po materiał. 


czwartek, 4 grudnia 2014

original by anja rubik.

Nie planowałam tej recenzji, nie miałam nawet zamiaru dokładnie testować tych perfum, gdyż z góry założyłam, że to nie moja bajka, a o zapachach, które mnie nie zachwycają po prostu nie piszę. Jednak przechodząc dzisiaj obok stoiska Inglota, coś mnie podkusiło i sięgnęłam po Original by Anja Rubik. I od sześciu godzin nie mogę oderwać nosa od nadgarstka.
Początek jest niesamowicie świeży, zielony. Nuty wskazują na zieloną herbatę, lecz Marcin z Nez de Luxe tłumacząc, że zielona herbata rzadko bywa zieloną herbatą, mówi o irysie. Także zachwycam się tym irysem bardzo, bardzo! Przez długi czas mam wrażenie jakby ten zapach musował na mojej skórze niczym wino musujące, albo nawet jak prawdziwy szampan. Jestem pod wrażeniem jak bardzo energetyczna jest ta kompozycja, zachowując jednak przy tym pewną zmysłowość.  Już na tym etapie potwierdzają się opinie, że mamy do czynienia z naprawdę przemyślanym i udanym zapachem.

wtorek, 25 listopada 2014

top 10. Fashion Philosophy Fashion Week Poland.

Ostatnia edycja Fashion Week'u była tak dawno temu, że większość osób zupełnie wymazała już ją ze swojej pamięci. Być może przez kwestię czasu, być może przez traumatyczne przeżycia. Choć sama chciałabym o tym małym koszmarze zapomnieć, to niektóre kwestie mi na to nie pozwalają. Mimo słabego poziomu niektórych kolekcji, jest kilka takich sylwetek, pojedynczych ubrań czy dodatków, które do dziś siedzą mi w głowie. I chociaż zima za pasem, to chciałabym dzisiaj pokazać wam moje TOP 10 ubrań, które nosiłabym już teraz, zaraz, gdyby tylko pojawiły się w sprzedaży.

fot. Marek Makowski

Moja miłość w rozmiarze XXL – ogromne, przeskalowane chusty z nowej linii Michała Szulca – SOLD. Dostępne w różnych wersjach kolorystycznych. Gdybym miała pobawić w się w osobę prognozującą trendy dorzuciłabym tę chustę do „must have’ów” tuż obok torby Ani Kuczyńskiej czy koszulek Local Heroes. Jeśli jesteście zainteresowani - chusty są już w sprzedaży tutaj. Coś czuję, że moje świąteczne prezenty pojawią się u mnie dużo, dużo wcześniej…

niedziela, 2 listopada 2014

perfumy. podróż w świat zapachów.

Książka "Perfumy. Podróż w świat zapachów." jest dość nietypową pozycją jeśli chodzi o literaturę poświęconą perfumom. Przede wszystkim wyróżnią ją fakt, że jest to raczej książka-album, z masą ciekawych zdjęć [autorstwa Robb'a Kendricka] oddających charakter opisywanych przygód autorki. Oprócz tego, Cathy Newman rozpoczynając pracę nad tą publikacją, była zupełnym laikiem, o perfumach wiedziała tyle, co każdy przeciętny człowiek. Czytelnik ma dzięki temu okazję poznać historię rodzącej się fascynacji światem zapachów. Cathy bierze udział w warsztatach perfumeryjnych w Grasse, wyrusza na poszukiwanie nowych nut zapachowych do lasów tropikalnych, rozmawia z wieloma cenionymi perfumiarzami i [czego zazdroszczę najbardziej] ma okazję wykreować, a właściwie zlecić wykreowanie, swojego własnego zapachu, który ma być odzwierciedleniem jej charakteru, takiego zapachu szytego na miarę.

"Początkiem tej opowieści był artykuł dla National Geographic. Chodziło o dokładny, ale zwięzły opis procesu kreacji perfum. Miałam poprowadzić czytelników od kwitnących na polu kwiatów po flakonik perfum na ladzie perfumerii. Krótka historia rozrosła się w trwające rok dochodzenie, które przekroczyło objętość prasowego artykułu i przerodziło się w książkę."


poniedziałek, 27 października 2014

wywal OFF-y z harmonogramu.

Jest taka impreza w Łodzi, która dwa razy do roku spędza sen z powiek ludziom zainteresowanym modą. Dziennikarze nabijają pióra atramentem, szafiarki wertują szafę w poszukiwaniu szalonych, czarno-czarnych stylizacji, pasjonaci ładują iPhony, żeby, zamiast oklaskiwać kolekcję, uwiecznić ją na 3-sekundowych filmikach, których nikt nigdy później nie zobaczy. Fashion Philosophy Fashion Week Poland. 

W nazwie wydarzenia widnieje słowo „filozofia”. Z angielska rzecz jasna, bo w to polski fashion week, więc musi być po angielsku. Co jest dokładnie filozofią imprezy? Jaka przyświeca temu wszystkiemu idea? Oto jak rozpisują się organizatorzy:
„Tworzymy największe wydarzenie modowe w Polsce, czyli FashionPhilosophy Fashion Week Poland, odbywający się cyklicznie, dwa razy w roku w Łodzi, prezentujący trendy na nadchodzący za pół roku sezon. Za cel stawiamy sobie stworzenie platformy, gdzie obok najwyższego poziomu odczuć estetycznych znajdzie się miejsce na wymianę doświadczeń i wiedzy na temat mechanizmów branży modowej. Kreujemy ideę spotkania środowiskowego na styku sztuki i biznesu.”
Fashion PR Girl w swoim tekście (tutaj) udowodniła, że wszystko rozwala się już przy samych założeniach projektu. Filozofia polskiego tygodnia mody to jak filozofia Paulo Coelho. Górnolotna, dotycząca wielkich idei, ale tak naprawdę płytka, bezużyteczna i nie wnosząca nic nowego.

niedziela, 26 października 2014

aomassaï parfumerie generale.

Dziś chciałam pachnieć zachwycająco, czuć się wyjątkową i być zaczepianą przez ludzi pytaniami „cóż to za zapach?”. Wybór nie był prosty, miałam przed sobą kilkadziesiąt próbek/fiolek i nie mogłam się zdecydować. Na szczęście w porę dostrzegłam 2ml szczęścia, które dostałam niedawno od Agaty z BeautyIcon [a już miałam użyć Agent Provocateur edp!] i wiedziałam, że to właśnie tego dziś potrzebowałam.

Ta tajemnicza fiolka skrywa w sobie zapach Aomassaï Parfumerie Generale i jest to kompozycja, którą naprawdę ciężko rozszyfrować. Dzięki bogactwu nut możemy doświadczyć niezwykłych wrażeń [ba, zgłębiając historię tego zapachu, możemy przeżyć niezwykłą przygodę, ale do tego jeszcze wrócę]. Początek próbuje zwodzić i mieszać w głowie. Duża dawka karmelu, orzechów ciągle wywołuje pytanie „gourmand?”. Ten trop wydaje się być słusznym, przez pierwsze dziesięć minut miałam wrażenie jakbym przed sekundą otworzyła piekarnik z orzechowo-karmelowym ciastem, jednak nagle do mnie dotarło, że coś mi się chyba przypaliło… Niespodziewanie szybko znika cała słodycz, a właściwie zostaje zadymiona przez kadzidło i lukrecję. Charakter tej kompozycji staje się dość mroczny, tajemniczy, w tej chwili możemy mieć już pewność, że na tym to wszystko się nie skończy, coś musi być dalej.

poniedziałek, 20 października 2014

technologia prosto z Art&Fashion Forum.

Jest rok 2014. Jesteśmy w momencie, gdzie technologia jest nieodłącznym elementem naszego życia. Rzadko kto z nas w domu ma mapę świata, rzadko kto dzwoni z telefonu stacjonarnego. Listy zostały wyparte przez e-maile, kartki książek zastąpiliśmy e-bookami. I nie tylko my, jako pojedyncze jednostki uzależniliśmy się od tych wszystkich kabli i przewodów – świat mody również. Apple Watch pojawia się na okładce japońskiego Vogue’a. Dzięki streamingowi możemy oglądać pokaz Burberry na żywo w domu, w kapciach i dresie i zobaczyć więcej niż widz drugiego rzędu. Modelki ocenia się już nie tylko według ilości okładek, a ilości followersów na Instagramie. 

Technologie, internet, social media. Za tym wszystkim nie stoją osoby, które mogłyby zostać twarzą kampanii Versace. Większość z nich to tzw. geeki, które wolą sobotnie poranki spędzać na dodatkowych zajęciach z fizyki niż na odsypianiu piątkowych szaleństw i leczeniu kaca. Chic geek – to temat przewodni tegorocznego, ósmego Art&Fashion Forum w Poznaniu. Moda, technologie, NASA, cyborgi. Żadnego blichtru czy epatowania glamourem. Zero paplaniny o wyższości/niższości szafiarek. Tylko badania, nauka, analizy. Choć mi samej z początku ciężko było rozgryźć ten temat, tak po jednym dniu w Starym Browarze czułam, że na temat nowych technologii mam do powiedzenia więcej niż niejeden student politechniki.

środa, 1 października 2014

urodzinowy konkurs.

Za kilkanaście dni, dokładnie za 17, minie rok od momentu pojawienia się tutaj pierwszego wpisu. Przez te dwanaście miesięcy, dzieliłyśmy się z Wami naszymi pasjami, przemyśleniami, poradami, primaaprilisowymi żartami, a każde Wasze odwiedziny czy komentarz, to dla nas wielki powód do radości. I przede wszystkim dlatego, chciałybyśmy Wam za to bardzo podziękować, i tym którzy byli z nami od samego początku, i tym, którzy dopiero będą aspirować na miano 'stałego czytelnika'. Jednak samo słowo "dziękujemy" nie wystarczy, dlatego też mamy dla Was pierwszy [i na pewno nie ostatni!] konkurs! Z pięknie pachnącą nagrodą, ufundowaną przez markę Yves Rocher. Jest to najnowszy zapach Quelques Notes d'Amour [50ml], także zdecydowanie warto wziąć udział w konkursie!

Zadanie konkursowe łączy nasze dwa ulubione tematy, modę i perfumy, i brzmi ono następująco:
"idealne połączenie mody i perfum - jak powinna pachnieć Twoja wymarzona stylizacja, co założyłbyś/założyłabyś by podkreślić zapach Twoich ulubionych perfum?"

wtorek, 23 września 2014

yves rocher i perfumy na jesień.

Bardzo nie lubię przekonania ludzi, że tylko używając drogich zapachów możemy dobrze pachnieć. Dlatego też, często staram się udowadniać innym, jak wiele jest naprawdę ciekawych perfum, na które nie musimy wydawać fortuny. Specjalistami w tworzeniu takich zapachów jest marka Yves Rocher.  I dziś przedstawię Wam trzy zapachy [bardzo skrajne], które na pewno będę używała tej jesieni, ale uprzedzam, że nie są to oczywiste wybory!


Moment de Bonheur, to naprawdę ciekawe zjawisko. Przede wszystkim dlatego, że mamy do czynienia z bardzo oryginalną różą, a w dzisiejszych czasach ciężko zachwycić tak powszechną nutą.  Gdybym miała przedstawić ten zapach za pomocą obrazów, byłby to na pewno poranny piknik na trawie pokrytej rosą, niedaleko krzaka dzikiej róży. Nie ma tutaj żadnych silnych, niezależnych kobiet na szpilkach, które panicznie uciekają przed kontaktem z naturą. Jest za to młoda dziewczyna leżąca na kocu, dla której świat się zatrzymał. Moment de Bonheur, to potargane zimnym wiatrem włosy, wilgotna róża i niesamowicie słodki koniec, spowodowany przebijającym się przez chmury słońcem. Tak właśnie dla mnie pachnie jesienne szczęście, i trwa zaskakująco długo jak na zapach tego typu, bo aż ok. 7-8 godzin.

środa, 17 września 2014

gdzie kupować ubrania polskich projektantów?


Polska moda od kilku lat zaczęła się prężnie rozwijać. Uczelnie co roku wypuszczają setki młodych, zdolnych projektantów. Nowe marki wypełniają rynek produktami na które wydawałoby się nie będzie zbytu. A jednak…  Jeśli chcemy możemy dostać naszyjnik drukowany na drukarce 3D, dres w eleganckim wydaniu w sam raz na ślub czy buty produkowane na wymiar, a to wszystko z metką „Made in Poland”. Wszystko czego dusza zapragnie. Ważne tylko, żeby wiedzieć gdzie szukać.
Dziś zatem spis miejsc, gdzie spotkać możecie dzieła polskich projektantów. 

Internet.

Nieważne czy jest się z Pćmia Dolnego (pozdrawiamy!) czy mieszka gdzieś pod Rzgowem (również pozdrawiamy) nasz outfit do sklepu po bułki może być równie stylowy co Perfekcyjnej Pani Domu. I żadnego biadolenia „ale przecież nie mieszkam w Warszawie i nie mam tylu sklepów  żeby się dobrze ubrać”. Moja Mama często  stosuje tą wymówkę kiedy po raz kolejny upominam ją w kwestii wyglądu. Wymówka sama w sobie jest jedną z najbardziej bezsensownych, bo nawet w Pćmiu mają dostęp do internetu. A tam aż roi od polskiego designu.

Shwrm.pl
Przez chwilę zastanawiałam się czy w ogóle wspominać o tej stronie, bo przecież jest jedną z najbardziej znanych platform w internecie jeśli chodzi o zakupy, ale potem pomyślałam „dlaczego miałabym nie docenić czegoś co tak świetnie działa”. Więc jest – shwrm.pl  - jedna z największych witryn internetowych sprzedająca niezależne marki i projektantów. Wybór jest szeroki. Od ubrań basic by TOMAOTOMO, Local Heroes po Madoxa i PAJONKA. Cena przesyłki wynosi 14 zł, a i tak bardzo często możemy trafić na promocję i naszą paczkę dostać zupełnie za free. Z ich usług korzystałam już nie raz i wszystko działało bez zarzutu. Nana aproved. 

niedziela, 7 września 2014

la rivista i zapach włoch.

Wakacje to dla mnie przede wszystkim idealny czas na nadrabianie zaległości książkowych i gazetowych. Ze względu na kierunek moich studiów [italianistyka] zamówiłam sobie kilka numerów magazynu „La Rivista”, który porusza zagadnienia z zakresu kultury, języka, kuchni, stylu życia we Włoszech. Zamawiałam to zupełnie w ciemno, dlatego też możecie sobie wyobrazić mój zachwyt i zaskoczenie, gdy w pierwszym numerze jaki wzięłam do ręki znalazłam aż trzy artykuły poświęcone perfumom i zapachom Włoch! Od razu stwierdziłam, że połączenie moich dwóch pasji zasługuje na osobny wpis na blogu.


Pierwszy artykuł „Powąchaj Italię” dotyczy zapachów różnych regionów Włoch, które jak wszyscy dobrze wiemy różnią się między sobą pod wieloma względami. Autorka tekstu Magdalena Maja Śliwińska przedstawia w bardzo plastyczny sposób aromat toskańskich cyprysów i gajów oliwnych, przepełnioną słodkimi pomarańczami i zapachem pinii Kampanię, północną woń jabłek czy la terra dei limoni – krainę cytryn – Sycylię. Analizuje te wszystkie aromaty będące nieodzowną częścią Włoch, a ja po przeczytaniu tych opisów za każdym razem robię się okropnie głodna [w końcu wszystkie te zapachy dotyczą jedzenia ;)] i postanawiam sobie, że kiedyś odbędę podróż szlakiem tych najbardziej pachnących zakątków Italii!

wtorek, 2 września 2014

historia pewnego stażu.


W życiu każdego studenta przychodzi taki moment, że zostaje on wysłany na obowiązkowy staż. To od niego zależy czy wybierze sobie staż w kręgu swoich zainteresowań czy po prostu znajdzie firmę, która wypełni za niego papiery, a on przez miesiąc nie będzie robił nic poza przeglądaniem facebooka, twittera i głupich obrazków w sieci naprzemiennie.
Ja ambitnie wybrałam pierwszą opcję i dostałam się na miesięczny staż w magazynie Glamour.

Jak się tam dostałam?
To jedno z najczęściej zadawanych mi pytań.
Nie mam żadnych znajomości w wielkim warszawskim świecie, niesamowicie bogatych rodziców, którzy spełniliby każdą moją zachciankę, ani wujka na wysokim stanowisku. Mój sukces mógł być zasługą niesamowitego życiowego farta, albo pracy, budowanego od kilku lat CV i godzin spędzonych na wysyłaniu kolejnych e-maili z pytaniem, czy dana redakcja czy projektant nie poszukują stażystki.
Po napisaniu setek wiadomości  e-mailowych(do kilku osób nawet kilkakrotnie), które prawdopodobnie i tak w większości trafiły do folderu „SPAM” otrzymałam kilka odpowiedzi o treści „przykro nam, ale nie poszukujemy stażystów” i jedną, która brzmiała „kiedy mogłabyś umówić się na rozmowę kwalifikacyjną?”. 
3 tygodnie później pełna nerwów i żołądka powykręcanego w każdą stronę wsiadłam w pociąg relacji Łódź-Warszawa i udałam się na spotkanie. 10 minut rozmowy podczas której musiałam zaprezentować się jak najlepiej. Padło kilka pytań o zainteresowania, studia, plany na przyszłość, dużo na temat rynku modowego i na koniec usłyszałam wymarzone: „Okej, zaczynasz od sierpnia”. 

sobota, 28 czerwca 2014

playing with the devil by kilian.

Kilian Playing with the Devil, to kolejny przykład na to, że niektóre próbki muszą po prostu odleżeć trochę czasu w szufladzie zanim będę potrafiła dostrzec w nich coś ciekawego. Kiedy ten zapach trafił do mnie zimą nie przykuł mojej uwagi – nazwa wydała mi się lekko tandetna i nawet ich nie przetestowałam. Na szczęście nie oddałam nikomu tej próbki [a nie raz miałam taki zamiar!] i w końcu postanowiłam się z nią zmierzyć. Czy było warto? Zdecydowanie.

Playing with the Devil rozpoczyna się porzeczkową nutą, otoczoną lekko ostrym, mrocznym akcentem, wywołanym przez czarny pieprz. To bardzo trafne zagranie, szczególnie, że według mnie niezwykle trudno jest przedstawić czarną porzeczkę w oryginalny sposób. Jej słodki, owocowy aromat potrafi skutecznie zmienić perfumy w banalny zapach, dla szalonych nastolatek. Dlatego też z porzeczką trzeba umieć się obchodzić, tak jak np. w La Petite Robe Noire gdzie dodano lukrecji i anyżu, czy też właśnie tak jak tutaj, gdzie za pomocą przypraw dodano temu zapachowi charakteru. Jest słodko, ale ten dym unoszący się dookoła porzeczek sprawia, że nie nudzę się nawet przez chwilę i nie mogę się doczekać cóż będzie dalej.

niedziela, 22 czerwca 2014

tomasz Ossoliński - Before the show.

Jest kilka przymiotników którymi można by określić polski show biznes – nudny, przewidywalny, silący się na kontrowersje, mało profesjonalny.  Każda kolejna tvn-owska produkcja kończy się lansowaniem nowej sławy, która zasiada później w jury innego programu, bądź też dostaje swój własny. Tak było z Tyszką i Wolińskim (moje szare komórki wciąż płaczą), Anią Bałon, Magdą Gessler i masą innych gwiazd i gwiazdeczek. Nie zdziwiła mnie więc wiadomość o powstaniu dokumentu o Tomaszu Ossolińskim – mentorze w „Project Runway”.  Film tuż po zakończeniu sezonu? Serio? Zero zaskoczenia (chociaż szczerze to bardziej stawiałam na wielką kreatorkę mody  - Joannę Przetakiewicz). Ale zdarzyło się, że miałam jeden darmowy bilet, wolne popołudnie, przeczytałam kilka pochlebnych opinii, więc wzięłam torbę i ruszyłam do kina.


Twórcy  produkcji dotyczących mody przyzwyczaili nas do blichtru, fleszy, ścianek sponsorskich. Dokładnie tego spodziewałam się w dokumencie „Tomasz Ossoliński – Before the Show”. Sam projektant wprawdzie w „Project Runway” przestawiał się jako skromny krawiec, ale życie nie raz już pokazało, że nie ma co wierzyć zapewnieniom o skromności ludziom zza szklanego ekranu.

Ale ten dokument ma coś, czego zupełnie nie przewidziałam i co mnie osobiście bardzo poruszyło.

sobota, 14 czerwca 2014

reklamy perfum - kontrowersyjna nagość.

Jak już pewnie dawno zdążyliście zauważyć, uwielbiam zajmować się tematem reklam perfum. Wolę nawet nie myśleć ile czasu poświęciłam w ciągu ostatnich dwóch lat na oglądaniu ich w internecie. Nana ogląda pokazy mody, ja reklamy perfum. Co jest w tym takiego ciekawego? Często zdarza się, że reżyser idealnie odda klimat danego zapachu, co jest niezwykle trudne i przekonał się już o tym każdy, kto choć raz próbował opisać perfumy słowami. Takie reklamy są niezwykle inspirujące przed napisaniem recenzji zapachu. Uwielbiam znajdować również reżyserskie perełki, w których zachwyca mnie wszystko – od pomysłu, wykonania, po aktorów i modelki, tak jak w przypadku Prady Candy. Lubię też celebryckie [i nie tylko!] porażki porażek, przepełnione taką dawką kiczu, że aż zaczyna mi się to podobać! Dlatego też dzisiaj przygotowałam dla Was krótki przegląd reklam, które z różnych powodów zwróciły moją uwagę. Temat przewodni - nagość.

Zacznę od jednej z moich ulubionych reklam, czyli od BonBon Victora&Rolfa. Kilka miesięcy temu wywołała ona dyskusję czy aby na pewno nie jest zbyt kontrowersyjna. Zupełnie tych głosów nie rozumiem, gdyż dla mnie to piękna, minimalistyczna reklama, która jest świetnym kontrastem do samego zapachu ociekającego cukierkową słodyczą. I dopatrywanie się przez feministki, w tym zdjęciu uprzedmiotowienia kobiety jest według mnie ogromną przesadą.

niedziela, 8 czerwca 2014

alexander McQeen.

Bardzo często gdy poznajecie nowych ludzi padają te pytania, które są zapychaczem tej niezręcznej, krępującej ciszy, ale które teoretycznie pokazują jakiś tam promil zainteresowania waszą osobą: jakiej muzyki słuchasz, kto jest Twoim ulubionym piosenkarzem, ulubioną piosenkarką, ulubionym aktorem, ulubioną gwiazdą na pudelku itd. itd. Kiedy na pytanie „czym się interesujesz” pada odpowiedź „modą”, kolejne może być już tylko jedno : „a więc kto jest Twoim ulubionym projektantem?”. I nieważne, że druga osoba jest w ogóle tematem niezainteresowana i potrafiłaby może z trudem wykrzesać z pamięci 5 nazw domów mody, ale pytanie jest. I oczekują na odpowiedź. To chyba coś w stylu: „powiedz mi, kto jest Twoim ulubionym projektantem, a powiem Ci kim jesteś”.

Często odpowiadałam, że Chanel i Karl Lagerfeld. Twórczyni małej czarnej i siwy Pan, który kontynuuje jej dzieło. Brzmiało jak banał, bo to jeden z najbardziej rozpoznawalnych domów mody na świecie, ale ja przecież tak bardzo lubiłam tę estetykę. Sznury pereł, tweedowe żakiety i torebki na łańcuszkach (jak na blogerkę przystało!) I lubię to do dziś. Geniusz Karla jest niezaprzeczalny, a wpływ Coco na modę w ogóle nie podlega dyskusji, ale to nie ich podziwiam ponad wszystkich.
Może zdążyliście zauważyć, tu i na facebooku, że bardzo często pokazuję kreacje mało klasyczne, w ogóle nie basicowe, ale bardzo często szalone, zwariowane, bardzo artystyczne, awangardowe i często wręcz surrealistyczne. W życiu lubię sobie zawsze wszystko komplikować, więc czemu i nie w modzie? ;). A moim zdaniem mistrzem przedstawiania różnych historii w postaci mody, sprowadzania pokazów do spektakularnego show, ale przede wszystkim tworzenia kreacji zapierających dech w piersiach i zupełnie niepowtarzalnych  był Alexander McQueen.

To o nim napiszę dziś słów kilka.
Nie chcąc zanudzać was szczegółami biograficznymi napiszę zaledwie odrobinę.
Urodził się 45 lat temu,  17 marca 1969 w Londynie.  Jego ojciec był taksówkarzem, a mama nauczycielką WOSu. Był najmłodszym z sześciorga rodzeństwa, a na świat przyszedł pod imieniem Lee. Dopiero kobieta, która doceniła jego talent i była jego największą fanką i przyjaciółką – Issabela Blow zasugerowała mu posługiwanie się drugim imieniem. Alexander projektantem chciał zostać już za młodu, kiedy to szył sukienki dla swoich starszych sióstr. W wieku 16 lat rzucił szkołę i zaczął odbywać  praktykę w Savile Row Tailor Anderson & Sheppard.  W wieku 25 lat udał się do Central St. Martins School of Art, aby zostać nauczycielem konstrukcji, jednak zamiast pracy otrzymał propozycję nauki w szkole jako student. Skorzystał, a kilka lat później jego cała kolekcja dyplomowa została wykupiona przez stylistkę, która pomogła mu w jego przyszłej karierze – wspomnianą wcześniej Panią Blow.

Tu podziwiać możecie frak z jego obrony pracy dyplomowej z 1992 roku wykonany z jedwabnej satyny z białą podszewką, również jedwabną, w której strukturze możemy znaleźć ludzkie włosy. W pierwszej kolekcji były to jego prawdziwe włosy, później po tym jak zaczął odszywać kolekcje używał włosów z Perspexu (szkła akrylowego). 


niedziela, 1 czerwca 2014

dzień dziecka.

Tak nam się ostatnio spodobało wspólne pisanie notek, że postanowiłyśmy to powtórzyć przy okazji dnia dziecka [wszystkiego najlepszego!]. Nie wiem jakie jeszcze święta będziemy tak obchodzić, ale coś się na pewno znajdzie, dzień windy, wody, bibliotekarza etc.. A teraz przejdźmy do dzieciństwa, morza, misiów kobisiów i różowych ciuchów Nany.


Z: Nie wiem czy wiecie, że z Naną mieszkałyśmy/mieszkamy* nad morzem, czego oczywiście wszyscy do dziś nam zazdroszczą. I mają czego, bo dzieciństwo nad morzem to cudowna sprawa, z którą wiąże się mnóstwo wspaniałych wspomnień, przygód [ahoj przygodo!], smaków i zapachów. Chyba najmilej wspominam wiosny, okres przedsezonowy, podczas którego można spokojnie spacerować po plaży bez wiecznie krzyczących/kłócących się turystów. I ileż wtedy zapachów jest dookoła! Słony zapach wilgotnego, zimnego piasku, ostrego wiatru czy niekoniecznie przyjemna woń kutra, który właśnie dobił do brzegu [serdecznie pozdrawiam wszystkich, którzy myślą, że każdy nad morzem ma własny kuter i codziennie wypływamy w morze :D]. 


Jednak gdybym miała wybrać jeden zapach, który najbardziej mi się z dzieciństwem kojarzy to nie byłby to żaden morski zapach, ani perfumy babci, ani zapach różowej gumy Hubba Bubba, czy aromaty z domowej kuchni mojej mamy, to byłby bananowy zapach mojego misia kobisia! Tak! Zabawki o którą dłuuuugo walczyłam z moimi rodzicami i której bananowy aromat był jednym z najbardziej chemicznych i sztucznych owocowych zapachów z jakim się w życiu spotkałam. Ależ ja dumnie chodziłam wszędzie z tym moim misiem...niestety nie trwało to długo, bo jakiś tydzień później moja przyjaciółka przebiła mnie, bo dostała aż dwa[!!] misie kobisie, winogronowego i truskawkowego, przy których mój bananowy nie był już taki fajny...ach, te przedszkolne, zabawkowe trendy. I zanim zaraz przejdziemy do ciuchowych wspomnień Nany, to chcę jeszcze tylko serdecznie podziękować mojej Muti, dzięki której już od dziecka byłam niezwykle stylowa! :D

czwartek, 29 maja 2014

m. micallef - mon parfum cristal.

I znowu tak jak w przypadku poprzedniego wpisu, to pogoda jest moją największą inspiracją. Za toruńskimi oknami jest szaro, wietrznie i deszczowo. Aż się prosi o jakiś ciepły, otulający zapach, który  wywoła uśmiech nie tylko mój, ale i otoczenia. Szczerze mówiąc rano pomyślałam o Aquolina – Pink Sugar, to słodycz z kategorii ekstremalnej, ale dość już mam słuchania, że pachnę jak krówki czy toffi ;). Szukałam dalej, czegoś subtelniejszego, z klasą. I nagle trafiłam na zapomnianą przeze mnie próbkę M. Micallef Mon Parfum Cristal i od razu wiedziałam, że to jest właśnie to.

Ten zapach poznałam kilka miesięcy temu w toruńskiej Perfumerii Quality. Padał śnieg, było okrutnie zimno, a ja czułam się jakbym trzymała w ręku moją ulubioną, gorącą herbatę z mlekiem, cynamonem i karmelem. Tak wtedy odbierałam ten zapach, dziś jest trochę inaczej. Mon Parfum Cristal towarzyszy mi od rana i przez ten czas zdążył mnie zachwycić już kilkakrotnie.
Przede wszystkim dziś doceniłam bułgarską różę, która sprawia, że nie mamy do czynienia z typowym zapachem gourmand, a tak właśnie myślałam o nim zimą. Ta róża odświeża całą kompozycję, dodaje subtelności i elegancji, co jest bardzo zaskakującym efektem, biorąc pod uwagę pozostałe składniki. Połączenie wanilii, toffi, ambry, cynamonu, które może wydawać się wręcz agresywnie słodkie, tutaj jest rozegrane idealnie, gdyż tworzy bardzo intymną, ciepłą, miękką słodycz.

wtorek, 27 maja 2014

"Elegancja-Francja" - łódzka edycja.

W Polsce lubimy używać obcych słów. Wolimy lajki, followersów, fashion weeki czy outfity zamiast zamienników w ojczystym języku. Często używamy wyrazów nie znając ich znaczenia. I pal licho, jeśli użyjemy go raz w życiu chcąc zabłysnąć, gorzej jeśli niektórymi z nich namiętnie posługuje się prasa czy inne media. Oczywiście nie tak jak powinna. Jednym z ulubionych słów zapożyczonych z języka obcego jest haute couture. Według dziennikarzy wszystko z użyciem tej frazy zamienia się nagle w wyszukany, pełen profesjonalizmu, modowego obycia tekst zazwyczaj okraszonego jakąś „przezabawną” grą słów. W większości przypadków wygląda to po prostu żałośnie i nie ma nic, ale to nic wspólnego francuskim wysokim krawiectwem. Weźmy nawet książkę Marty Grycan – „Kuchnia Haute Couture”. No litości!
W naszym kraju nad Wisłą takie zjawisko po prostu nie istnieje i choćby dziennikarze zapierali się, że kolekcja jest „niczym paryskie haute couture” to Bogu dzięki mamy tam słowo „niczym”, a wspomniane kreacje z pewnością bliższe są po prostu modzie awangardowej niż tej wysokiej. 

Jednak fakt, że nikt takiej mody w Polsce nie tworzy nie znaczy wcale, że nie można takowej zobaczyć. Nie mam tu na myśli ścianek sponsorskich (tam się ich tym bardziej nie spodziewajcie), lecz wystawy takie jak „Elegancja-Francja”. Wspominałam o niej już wcześniej tu czy na fanpage’u (jeśli czytacie nas i nie macie ochoty później popełnić samobójstwa to byłoby super, gdybyście nas polubili, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście). 


czwartek, 22 maja 2014

beyonce - zapachy i reklamy perfum.

Jakiś czas temu pisałam, że zajmę się niedługo reklamami perfum Toma Forda, jednak znów postanowiłam odłożyć ten kontrowersyjny temat w czasie i dziś będzie o Beyonce. To wszystko za sprawą upalnej pogody, którą od kilku dni muszę znosić [uczenie się do sesji kiedy za oknem jest jakieś miliard stopni, to naprawdę ciężka misja!]. A co ma Beyonce do upału? Zaraz to sprawdzimy.


Heat to pierwszy zapach Beyonce, który od czasu pojawienia się w sprzedaży wywoływał wiele kontrowersji. Przede wszystkim reklama była mocno komentowana i określana mianem zbyt zmysłowej i seksownej. Fakt, połączenie samej Beyonce, z wydekoltowaną sukienką, piosenką Fever jest bardzo...hym...mocne. Jednak jest to jedna z tych reklam, które idealnie oddają charakter i zapach perfum. Który to również wywołał wiele szumu, a to za sprawą tego, że jest ponadprzeciętnie dobry jak na celebrycką półkę. Już od samego początku są bardzo intensywne, słodkie. Nuty owocowe z czasem zastępują kwiatowe, jednak ciągle towarzyszą im akordy drzewne, migdałowe, które nie pozwalają by choć przez chwilę było banalnie i nudno. Na mojej skórze nie wyczuwam typowej piramidy zapachowej, u mnie te perfumy działają na zasadzie koła, nuty głowy brzoskwinia, neroli wracają po pewnym czasie, podobnie jak pozostałe fazy, orchidea, piżmo.

piątek, 16 maja 2014

filozoficzno-modowe łódzkie trendy.

Łodzi daleko do stolicy mody. Odbywający się tam Fashion Philosophy Fashion Week nie czyni z niej Mediolanu czy Londynu.  Nie sądzę, by kolekcje tam przedstawiane miały w najbliższej przyszłości dyktować światowe trendy, ale to nie znaczy wcale, że w Łódź nie wierzę. Niewątpliwie pokazy mogą wpływać na sposób w jaki ubierać się będzie Polska, albo chociaż jej odsetek. 34 pokazy pokazów, tysiące ubrań. Ktoś w tym na pewno będzie chodził, bo wybór przeogromny i poziom wcale nie najgorszy. A jakie trendy zauważyłam podczas tych wszystkich pokazów?

Jutro będzie futro.
X edycja Fashion Weeka  prezentowała kolekcje jesień/zima 2014. I tegoroczna może być nawet sroga, bo ciepło zapewnią nam futra. Te które widzieliśmy na wybiegach były obłędne. Ja na ich punkcie zupełnie oszalałam. Futrzane kamizelki, spódnice mini, pasy na spodniach, płaszcze, większe lub mniejsze czy traktowane jako szale. W każdej możliwej odsłonie kolorystycznej – od brązów, poprzez te z metalicznym połyskiem, róże, zielenie, odcienie niebieskiego, szarości,  i klasyczną czerń.
Futra prezentowały takie marki jak: Kubatek, Aryton, Katarzyna Łęcka czy MMC.
Zdjęcia: Marek Makowski, Łukasz Szeląg, AKPA

 

poniedziałek, 12 maja 2014

perfumowy poradnik - jak wybierać, testować, przechowywać perfumy.


Na podstawie mojego skromnego doświadczenia [nabytego metodą prób i błędów, oczywiście], warsztatów, przeczytanych ostatnio książek m.in. takich jak Erotyka Perfum A. Hurton, Świat Perfum A. Wasilenko, portalu fragrantica.com oraz blogów Nez de Luxe, Olfaktoria i wielu innych, spisałam coś na wzór krótkiego poradnika dotyczącego perfum. Większości z nas perfumy towarzyszą każdego dnia, ale często zdarza się, że nie wiemy jak je prawidłowo testować, aplikować czy przechowywać. A wszystkie te błędy negatywnie wpływają na trwałość zapachu i jego rozwijanie się na skórze. Dlatego też myślę, że warto, choćby i kolejny raz, przeanalizować te oczywistości i banały i sprawdzić czy aby na pewno dobrze dbamy o naszą zapachową kolekcję. 

Testowanie/wybieranie zapachu 

Podstawowym błędem, podczas wizyty w drogerii, jest testowanie zbyt wielu perfum na raz. Po piątym czy szóstym zapachu nasz nos zaczyna wariować, dostajemy zawrotów głowy i marzymy tylko o ucieczce na świeże powietrze, więc nie jesteśmy w stanie określić czy dane perfumy rzeczywiście nam odpowiadają. Kolejnym, złym nawykiem, jest poleganie tylko i wyłącznie na testach blotterowych [blottery to te papierowe paski służące do testowania perfum]. Zawsze powinniśmy pamiętać o tym, że każdy zapach rozwija się inaczej na skórze, dlatego też przed zakupem perfum najlepiej poprosić o ich próbkę i następnego dnia dokładnie je przetestować. 

Jak szukać idealnego zapachu?
  • Przed wizytą w drogerii spróbuj określić jakich perfum potrzebujesz, jakie powinny być by spełniły Twoje oczekiwania. Przejrzyj nowości w internecie, poczytaj recenzje zapachów, określ jakich nut poszukujesz, by przygotować sobie listę max. 5 zapachów do przetestowania.
  • Gdy będziesz się już wybierać do perfumerii, spróbuj tam dotrzeć w godzinach porannych, unikniesz tłumu i zbyt wielu zapachów unoszących się w powietrzu.
  • Podczas testów zawsze podpisuj blottery! Nie ma nic gorszego od szukania 'zapachu z papierka' [podejrzewam, że zdarzyło się Wam to nie raz, więc po cóż narażać się na kolejną serię irytacji?].
  • Po testach blotterowych, wybierz dwa zapachy, które przetestujesz na swojej skórze, najlepiej w okolicy nadgarstków.
  • Następnie udaj się na krótki spacer, by mniej więcej po godzinie wrócić do drogerii z decyzją, który z tych dwóch zapachów chciałbyś przetestować w domu. Poproś o próbkę [wiem, wiem, próbki to ciężka sprawa i temat na osobny wpis, jednak np. w Sephorach dostaniecie je bez problemu].
  • Następny dzień poświęć globalnym testom, sprawdź jak będziesz czuł się z danym zapachem podczas każdej fazy jego rozwoju. Przyjrzyj się również reakcjom otoczenia. Jeśli pod koniec dnia dalej będziesz nim oczarowany, możesz śmiało stwierdzić, że znalazłeś perfumy dla siebie. Jeśli nie, nie poddawaj się i szukaj dalej! Zawsze możesz też poprosić kogoś o pomoc, sama również chętnie pomagam w rozwiązywaniu zapachowych dylematów [aleoczym@gmail.com].
dobre notatki, to połowa sukcesu ;)

poniedziałek, 5 maja 2014

slow down.

Poznajcie Bronisławę. Bronka studiuje, w weekendy pracuje. Mieszka ze znajomą w małym mieszkanku. Po zajęciach na uczelni gotuje, pierze, prasuje, sprząta. Raz w tygodniu idzie na imprezę, czasami spotka się z przyjaciółką na kawie, oczywiście jak tylko znajdzie czas pomiędzy dentystą, wizytą hydraulika, oglądaniem nowego sezonu „Gry o Tron”, a godzinnymi telefonami od Mamy, której wciąż powtarza, że wszystko u niej w porządku i że na męża jeszcze czas. Ciągle coś. Czasami, w przerwie pomiędzy zajęciami, gdy przypadkiem znajdzie się w okolicy centrum handlowego wpada na zakupy. Tak na poprawę humoru po kolejnej nieudanej damsko-męskiej znajomości. Tu upatrzy bluzeczkę za 20zł po obniżce, tu śmieszne buty, na które kiedyś znajdzie okazję, spodnie, trochę przyciasne, ale przecież schudnie i bluzę, która jakoś tak dziwnie się układa, ale to pewnie tylko dlatego, że przymierza ją „na szybko”. Bronisława kupuje 4 rzeczy wierząc, że dokonała interesu życia. 

Nie dokonała. Bluzka po trzecim praniu strasznie się powyciągała. Do spodni nie schudła. Po 2 miesiącach leżą nietknięte z wciąż nieoderwaną metką. Buty nie znalazły okazji. W dziennym świetle wydały się jeszcze bardziej różowe, a kokardki przy kostkach przestały być słodkie i urocze. Bluza nie dość, że wciąż się nie układa na ciele to jeszcze podobno kolor przestał być najmodniejszym kolorem. A w barwach poprzedniego sezonu nie warto się pokazywać.
Ja też kiedyś byłam Bronisławą.
Co miesiąc kupowałam gazety shoppingowe, w których co stronę pokazywali kolejny MUST HAVE, a ja z długopisem w ręce zakreślałam kolejne pozycje, które MUSZĘ mieć w swojej szafie. Pewnego razu, a miałam wtedy może z lat 15, chcąc podążać za trendami wyczytałam, że światowe wybiegi bardzo często pokazują połączenia kolorystyczne fiolet-żółć. Przepraszam wszystkich tych, którym wyrządziłam krzywdę i którzy musieli mnie w tym koszmarnym zestawieniu żółta bluzka- fioletowe bolerko oglądać. 

Na szczęście jakiś czas później po skorzystaniu z dobrodziejstwa naszych czasów, jakim jest internet poznałam ideę Slow Fashion i do dziś jestem jej wierna. Wam też polecam. No chyba, że chcecie być jak Bronka i zatruwać swoją szafę śmieciowymi ubraniami. 

Slow fashion to jeden z trendów za którym warto podążać. Idea, która wspiera racjonalną, przemyślaną mode. W czasach, gdy nadkonsumpcja to zjawisko bardzo popularne, gdy z powodu wiecznego pośpiechu nie zwracamy uwagi na co jemy, ani na to co kupujemy, gdzie wciskane jest nam coraz więcej i więcej, a produktu nam sprzedawane niewiele mają wspólnego z dobrą jakością, warto zwolnić. Ba. Można się nawet zatrzymać i zobaczyć, czy to co wrzucamy w siebie i na siebie ma jakąkolwiek wartość.

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

rihanna i perfumy.

Jeśli miałabym stworzyć ranking perfum, dzięki którym słyszę najwięcej komplementów, zapachy Rihanny zdecydowanie znalazłyby się w czołówce. Są to naprawdę dobre kompozycje, których jakość jest o wiele większa niż cena. Dlatego często śmieszy mnie reakcja ludzi jak mówię, że to zapach popowej piosenkarki, a nie Chanel czy D&G, tak im się spodobał. Zawsze wtedy staram się wytłumaczyć innym, że nie trzeba pachnieć drogo, żeby pachnieć dobrze i że nie jest żadnym obciachem używanie perfum piosenkarek/aktorek. Trzeba po prostu umieć znaleźć coś dobrego, pasującego do nas pośród tych setek nijakich, celebryckich zapachów.

Przyznam się szczerze, że nie znam wielu perfum z tej półki, jednak mam kilka swoich ulubionych pozycji, które często polecam też innym. Heat Beyonce, Darling Kylie Minogue, Halle by Halle Berry i przede wszystkim wspomniane wcześniej - zapachy Rihanny.


Jako pierwszy poznałam Rebelle – niezwykle słodki, trwały, intensywny. Kojarzy mi się on ze świeżo upieczonym ciastem drożdżowym, obok którego ktoś postawił miskę z truskawkami, śliwkami i która szybko znika, bo ten lekko chemiczny, owocowy akcent jest wyczuwalny tylko w pierwszej fazie rozwoju perfum. Później zostaje już tylko otulająca, słodka kremowo-kawowa baza. Jeśli ktoś lubi, jak zapach ciągle zaskakuje i się zmienia, to Rebelle zdecydowanie nie jest dla niego. Na szczęście mi ta monotonia zupełnie nie przeszkadza i używam tych perfum na zmianę z Pi Givenchy, kiedy mam ochotę na coś ciasteczkowego ;).



Będąc pod wrażeniem Rebelle, sięgnęłam także po kolejny zapach Rihanny. Tym razem padło na Nude. To pozycja bardziej świeża, która na mojej skórze ewoluuje bardzo typowo, na trzech poziomach. Początek jest orzeźwiający, mocno owocowy z wyczuwalną gruszką i mandarynką. Później świeżość znika i następuje faza kremowa, jakby ktoś dodał do tych owoców dużą porcję serka mascarpone*. A koniec jest zaskakująco spokojny, waniliowy, który najlepiej pasuje do towarzyszącej tym perfumom reklamie, z blond Rihanną owiniętą jakąś delikatną tkaniną.

środa, 23 kwietnia 2014

co w modzie piszczy vol. 1.


W Polsce od jakiegoś czasu mamy modę na modę. Jak grzyby po deszczu pojawiają się kolejne blogerki modowe, kolejni projektanci, styliści, modowi eksperci. Wraz z popularyzacją tematu zaczęto organizować dużo różnych wydarzeń, które zrzeszałyby modowych zapaleńców. Niektóre z nich to odzieżowe spędy sieciówkowych szafiarek, inne to wnoszące coś do świadomości wydarzenia dla prawdziwych pasjonatów.

Od czasu, kiedy zaczęłam zauważać korzyści płynące ze studenckich zniżek w transporcie, rozpoczęło się moje modowe podróżowanie. W zeszłym roku odwiedziłam kilka miast, nie tylko polskich, spędziłam kilkadziesiąt godzin w pociągach, autobusach i samolotach, tylko po to, by obcować z modą i nie żałuję. Wręcz przeciwnie. Namawiam każdego by uczestniczył w tego typu przedsięwzięciach. Nigdy nie wiesz, kiedy dopadnie Cię inspiracja, a jak wiadomo, podróże kształcą.
Jako szalona, zapalona poszukiwaczka modowych wydarzeń postanowiłam tą wiedzą podzielić się z wami. W całej Polsce dzieje się mnóstwo fajnych rzeczy i byłabym super szczęśliwa, gdybyście chcieli wziąć udział w choć jednym z projektów.

Zacznijmy od szczególnego wydarzenia, które obejmie całą Polskę: Fashion Revolution Poland (klik). Jest to organizacja i inicjatywa, która powstała tuż po katastrofie w bangladeskiej Rana Plaza. Ma na celu poprawę warunków pracy oraz ochronę środowiska  w branży odzieżowej. Inicjatywa ma zachęcić konsumentów do zwrócenia uwagi na proces i warunki produkcji ubrać, a także mobilizować koncerny odzieżowe do tzw. przejrzystości w łańcuchu dostaw i wpływania na warunki pracy swoich podwykonawców. 24 kwietnia, dokładnie rok po tragedii organizatorzy zachęcają by zadać pytanie firmom odzieżowym u których się zaopatrujemy: kto stworzył nasze ubrania? Akcja polega na tym, by założyć swoje ubranie na lewą stronę, zrobić zdjęcie, opublikować je wraz z hashtagiem #insideout  na facebookowym profilu Fashion Revolution Poland i wysłać marce pytanie, kto i w jakich warunkach wyprodukował ubranie. Jeśli jesteście mieszkańcami Łodzi, Olsztyna lub Krakowa znajdą się dla was dodatkowe atrakcje offline. 

zdjęcie via:  Fanpage Fashion Revolution Poland

wtorek, 15 kwietnia 2014

chanel - perfumy, reklamy, klasyka.

Synonimem ‘elegancji’ w świecie zapachów jest dla mnie niezmiennie Chanel. Myślę, że to jedna z najbardziej trafnych etykiet jaka została wystawiona jakiejkolwiek marce. Naprawdę wysoko cenię całą linię zapachową Chanel, zarówno damską jak i jej męską część. Jest to po prostu klasyka, którą wypada znać. Niekoniecznie trzeba się nią zachwycać, jednak uważam, że akurat wśród perfum tego domu mody, każdy może znaleźć zapach z którym będzie się dobrze czuł. Oprócz chanelowskiej wizytówki - Chanel N°5 [wobec której nie sposób być obojętnym] jest mnóstwo innych ciekawych pozycji, takich jak np. Coco Mademoiselle, Allure, Coco, Coco Noir, Chance, Chanel N°19 czy też męski Egoiste.


Oprócz samych zapachów podoba mi się również konsekwencja designu flakonów – prosto, bez udziwnień, z klasą. Na większe szaleństwa Chanel pozwala sobie podczas tworzenia reklam. Spójrzmy np. na reklamę Egoiste czy Coco. Nie ma niesłużącej niczemu nagości, tandety czy nijakości. Te reklamy są ‘jakieś’, przykuwają uwagę. Czasami bazują na kontrowersji  - reklama z Bradem Pittem, a czasem tworzą całą historię jak w przypadku całej serii przygód Keiry Knightley czy Audrey Tautou.

wtorek, 8 kwietnia 2014

artysta w marketingu - visual merchendiser.

Żyjemy w czasach, gdzie z każdej strony napływają do nas różne komunikaty. Reklama nowego proszku do prania, który sprawi, że pranie będzie bielsze od bieli, sensacyjne wiadomości, że Kasia Cichopek miała na sobie DRES (!!!) gdy wychodziła z domu po bułki (wciąż nie mogę się otrząsnąć), informacja, że powstała kolekcja w stylu tzw. „sportowej elegancji” (zupełna nowość), która po założeniu robi z Ciebie niezależną i silną kobietę sukcesu (a rzadko kto projektuje dla takich kobiet).

Każdy przekaz, choćby najgłupszy ma na celu jedno: zwrócić Twoją uwagę, a w efekcie końcowym sprzedać Ci jakiś produkt. Nieważne, czy produktem jest sprzedana plotka o trzecim rozwodzie siostrzenicy brata stryjecznego wujka, bluzka z Zary żywcem ściągnięta z pokazu Alexandra Wanga czy też babeczka z kremem w supermegahipermodnym miętowym kolorze. 

Jednym z pierwszym uruchamianych zmysłów podczas odbioru przekazu jest wzrok. Tylko coś naprawdę wyróżniającego się z tłumu jest w stanie zatrzymać nas przy sobie na dłużej niż setne ułamki sekundy. Ciekawe wzornictwo, kolor, kontrast, oryginalna forma.
Nie oszukujmy się, że dostrzeżemy piękno nawet w najbrzydszej formie. Choćbyśmy zarzekali się na wszystkie świętości to zawsze oceniamy książkę po okładce, a ludzi po wyglądzie.

Co wybierzesz mając do wyboru:
a) ciastko czekoladowe podane na białym talerzu  lub
b) to samo ciastko podane tym razem na ładnym, różowym talerzyku w kropki z kremikiem i truskawką na czubku?
Odpowiedź a? Szczerze wątpię.
O tym wiem ja, wiesz Ty i wiedzą ludzie, którzy zajmują się Visual Merchandisingiem.
A cóż jest to szalony angielski zwrot?
Otóż lecę z pomocą.
Visual Merchandising to dział marketingu zajmujący się prezentacją sklepu, sprzedawanego w nim towaru, tak, by przyciągnął on uwagę klienta i rzecz jasna, w finalnej fazie wpłynął na jak największą sprzedaż. Aranżacja butiku z zewnątrz, witryna sklepowa, odpowiednie zagospodarowanie przestrzeni,  odpowiedni dobór asortymentu to główne zadania Visual Merchendisera (strasznie długi zwrot. Pozwólcie, że na potrzeby tekstu będę nazywać go VueMkiem). Jego praca w dużym stopniu wpływa na wizerunek i sposób postrzegania firmy.

Zajmując się VM liczy się przede wszystkim kreatywność. Jesteśmy społeczeństwem, które widziało naprawdę dużo i wciąż pragnie nowości, innowacji, poczucia humoru. Lubimy otaczać się ładnymi rzeczami i lubimy na ładne rzeczy patrzeć. Bardzo ważne w tej dziedzinie jest  tworzenie w zgodzie z trendami, jednocześnie w zgodzie z estetyką produktów. Inaczej będzie wyglądał butik Gucci, a inaczej Chanel.
VueMki dwoją się i troją, by wyciągnąć z Twojego portfela jak najwięcej pieniędzy, ale robią to w całkiem przyjemny dla oka sposób. Z resztą, zobaczcie sami!

Wybrałam kilka przestrzeni i wystaw, które mnie osobiście w jakiś sposób urzekły. Wzornictwem, ideą, czy poczuciem humoru. Visual merchendisingową przygodą rozpocznijmy od wystawy Louis Vuittona. Francuski dom mody w 2011 roku tuż przed świętami zaaranżował swoje witryny w klimacie cyrku. Słonie, małpy, foki, trapezy, liny. Szalone akrobacje w kolorze pomarańczy i koralu. Wszystko to nawiązuje do przeszłości Vuittona, który mieszkał w sąsiedztwie z założycielami słynnego cyrku Rancych.  Zwróćcie uwagę na szalę, która mimo słonia po jednej stronie przechyla się i tak w stronę torebki LV.

czwartek, 3 kwietnia 2014

warsztaty zapachowe - w nadmorskim słońcu.

Od dawna planowałam wybrać się na warsztaty zapachowe Perfumerii Quality, ale zawsze wypadały one tak, że nie mogłam się na nich zjawić. Jednak gdy w końcu okazało się, że termin mi pasuje od razu wiedziałam, że tym razem już ich nie odpuszczę.


I tak właśnie, 29 marca pojechałam do Warszawy, by spędzić dwie godziny pośród ludzi z ogromną pasją i wiedzą, a przy okazji przetestować mnóstwo nieznanych mi dotąd zapachów. Temat naszego spotkania [W nadmorskim słońcu...] był zupełnie 'nie mój', rzadko wybieram nuty morskie czy cytrusowe, ale bardzo dobrze mi zrobiło takie 'odświeżenie'. W końcu ileż można męczyć ciężkie, słodkie czy oudowe kompozycje, kiedy za oknami taka piękna pogoda? Warsztaty rozpoczęły się od omówienia tego czym tak naprawdę jest ambra, jak pachnie i czy dalej faktycznie jest ona używana czy jedynie jej syntetyczne odpowiedniki. Miałam nawet przyjemność zobaczyć, dotknąć ambrę w naturalnej postaci [o ile w ogóle można mieć przyjemność z trzymania w ręku patologicznej wydzieliny z przewodu pokarmowego kaszalota :D].

wtorek, 1 kwietnia 2014

prima aprilis czyli wszystko na opak.

Już w styczniu czy innym grudniu, spontanicznie zaplanowałyśmy notkę na Prima Aprilis. Cóż z tego nam wyszło? Zobaczcie sami ;)).

Z: Moda i Ziu, to zestawienie dość abstrakcyjne, zwłaszcza, że Nana i moje inne feszyn znajome namiętnie krytykują rzeczy, z których zakupu jestem szalenie dumna. Tak było przede wszystkim w przypadku bluzy z cekinową choinką, publikowaną już na naszym fanpejdżu. No, ale błagam, jak można nie polubić takiej dawki kiczu, i to jeszcze z kolorowymi pomponikami?! Nigdy ich nie zrozumiem. Bo niby w czym stroje Moschino z logiem McDonald'a są lepsze od mojej cekinowej choinki?! [Choć nie polecam jej jednak nosić w słoneczne dni, co jakiś czas temu próbowałam zrobić, bo musiałam się ze znajomą zamieniać miejscami w kawiarni, gdyż świeciłam się z każdej możliwej strony :D]


Do podobnej rozpaczy doprowadziłam dziewczyny kolejną bluzą - z fokami, misiami polarnymi i pingwinami [Nana czy Ty w ogóle widziałaś to cudo? Bo zupełnie nie pamiętam Twojej reakcji na nią], ba, nawet mój własny Tatuś, gdy pierwszy raz ją zobaczył spytał się ‘i gdzie ja popełniłem błąd w Twoim wychowaniu’ :D. Cóż. I tak dalej wychodzę z założenia, że świat się po prostu jeszcze nie poznał na moim wyczuciu stylu.


Jednak idąc tokiem myślenia Anny Dello Russo, która podobno twierdzi, że kiedy w jakimś stroju jest nam wygodnie, to znaczy, że coś jest nie tak i na pewno to nie jest modne [ledwo wiem kim owa kobieta jest, ale oglądałam jeden odcinek Project Runway, w którym ten cytat przytoczyła Anja Rubik, więc lans na modowe obycie może być!], to ja chyba modna nie chcę być. I całą tę zabawę zostawiam Tobie Nana ;)


N: Jeżeli kiedykolwiek usłyszycie od Ziu o czymś spontanicznym to spodziewajcie się realizacji tego szatańskiego planu pół roku później. Tak wygląda właśnie spontaniczność w jej wykonaniu. Pozwól Ziu, że skomentuję Twe modowe szaleństwa, tak jak zazwyczaj komentuję większość Twoich zachowań podczas rozmów na facebooku, minionkową emotikoną:


Za każdym razem gdy słyszę o Twoich nowych zakupowych podbojach, zastanawiam się tak samo jak Twój Tata: „co ja zrobiłam źle, gdzie popełniłam błąd?” Jak to mówią, najciemniej zawsze pod latarnią. Człowiek z siebie wypruwa flaki, żeby wbić coś do tej główki, a tu jak kulą w płot, wszystko przesiąknięte misiami, fokami i pingwinami. Ziu, naprawdę chciałabym wierzyć, że wyprzedzasz naszą epokę i będziesz polską Anną Dello Russo, ale nawet moja artystyczna wizja przyszłości nie jest w stanie tego ogarnąć. 

***

N: Perfumy zostały rzucone. Ziu wyciąga całą masę próbek na stół. Malutkie flakoniki i fiolki o podłużnych kształtach z nakrętkami we wszystkich odcieniach tęczy. Malutkie olfaktoryczne chochliki powinny uruchomić się gdzieś w przestrzeniach pomiędzy nosem, a mózgiem. Powiedzmy, że coś tam mi pachnie. Jak na razie to tylko ciasto, ale zawsze coś. Mogłabym pachnieć jak świeżo upieczone ciasto.  A właśnie! Wpadł ktoś już wcześniej na to by skomponować perfumy o zapachu ciastek? Wiadomo mi o zapachu bekonu czy krwi, ale ciastek albo czekolady? Z chęcią przygarnę. Najchętniej zostałabym takim piernikowym ciasteczkiem.


Ziu zaczyna opowiadać o propozycjach dla mnie. Większość flakoników okraszona kolorem różowym. Ja  tak zazwyczaj wybieram perfumy – poprzez kolor butelki, bardzo profesjonalnie, wiem.  Zaczyna się zuźkowy monolog pt. „tutaj mamy niszowe perfumy (Że co?) edp, a  tu edt (że co po raz kolejny?  Pum durum tum tum, tyle rozumiem). Inaczej pachną na bloterze (to jakaś część ciała?), a inaczej globalnie (no jasne, jak opryskam cały glob, to jasne, że będzie pachniał inaczej).”
Okazuje się, że chodziło o spryskanie części ciała. Psikam więc na nadgarstek i pocieram obie ręce o siebie.
Krzyk przeraźliwy. Przerażenie i szatan w oczach Zuźki.
Myślę sobie, że tak chyba nie wolno.
Ale przejdźmy dalej do monologu. Ziu opowiada o jakichś bazach, że to niebanalna kompozycja (choć jak dla mnie niebanalne to może być połączenie ogórka z zapachem krówki), że zapach bardzo plastyczny (no tak, jasne, plastyczny, przecież to takie oczywiste) i że kompozycja bardzo stonowana i prosta (choć gdyby była niesamowicie skomplikowana to pewnie i tak nie zauważyłabym różnicy). Potem jeszcze kilka słów, że perfumy będą mnie zaskakiwać na każdym etapie noszenia (no świetnie, i pewnie jak mi się jakiś etap nie spodoba to będę musiała chodzić cały dzień okraszona tą zaskakującą wonią piżma albo innego oudu, czymkolwiek jest). Na samym końcu trochę jakichś magicznych słów pt. szypr, wetiwer, galbanum czy grupa hesperydowa i zaczynam zastanawiać się czy aby na pewno nie rzuca na mnie klątwy. Równie dobrze mogłaby mówić po łacinie albo językiem dolnosaksońskim z dialektem północnomarchijskim i zrozumiałabym dokładnie tyle samo.
A zwieńczeniem tego zapachowego koszmaru jest pytanie „Co sądzisz?”
Sądzę, że dobrze, że to Ziu dobiera mi perfumy.

Z: Na pewno nie użyłam w naszym dialogu 'grupa hesperydowa'! To za dużo nawet jak dla mnie :D. Ale i tak jestem pod wrażeniem jak wiele haseł zapamiętałaś. A rozcierania perfum na nadgarstku to Ci nigdy nie wybaczę, no ileż będę jeszcze powtarzać, że tak nie można?! Całe życie używasz słodko-owocowych zapachów, a dopiero dziś mi mówisz, że chcesz pachnieć ciastkami? Następnym razem będą ciastka, i to nie tylko takie, które pochłaniasz w zatrważającym tempie ;).